Krakowskie Kostrze to miejsce, do którego w ramach krótkich, zimowych spacerów fotograficznych, udałem się tym razem. Późnym popołudniem przewędrowałem kilka kilometrów prawym brzegiem Wisły. Ponieważ szedłem pod prąd rzeki, pozwoliło mi to nie spuszczać z oka zachodzącego słońca, biorącego powoli nogi za pas. Rozmoknięte łąki i pełne kałuż polne drogi, nawet nie próbowały udawać, że mamy połowę stycznia. Jedynie połamane krzaki i uprasowane niczym parowym żelazkiem trawy, zdradzały zalegające tutaj jeszcze niedawno ogromne ilości śniegu. Żegnające dzień niebo odsunęło daleko od słońca wszystkie kolorowe chmury. Zachód słońca nie rozpętał więc na niebie feerii barw, choć na swój sposób był przyjemny. Kilka dokumentalnych kadrów poniżej.